Poruszę dzisiaj temat mniej dotyczący zdrowia fizycznego, a bardziej psychicznego, które oddziałuje na organizm. Zaburzenia odżywiania poruszają mnie szczególnie, tym bardziej, że o skali tego zjawiska nie miałam pojęcia dopóty, dopóki nie zaczęłam prowadzić bloga i być bardzie aktywna w blogosferze kulinarnej. Liczba młodych dziewcząt i kobiet, które działają destrukcyjnie na swój organizm, doprowadzając go na granicę wytrzymałości (a nawet życia i śmierci) jest zatrważająca. Choć sam temat ED (ang. Eating Disorder) jest bardzo obszerny i nie sposób omówić go w jednym wpisie, to dzisiaj poruszę jeden z - moim zdaniem - kluczowych problemów, którego uświadomienie mam nadzieję ułatwi zrozumienie zarówno siebie (jeśli ktoś z Was na to cierpi) lub drugiej osoby.
Zaburzenia odżywiania obejmują nie tylko "znane" wszystkim anoreksję, bulimię czy kompulsywne napady jedzenia. Do tego "zaszczytnego" grona można dołączyć także ortoreksję i inne zachowania, które nazywamy najogólniej "niezdrową relacją z jedzeniem". Przytoczę definicję z portalu mojapsychologia.pl:
Zaburzenia odżywiania są spowodowane nadmiernym, obsesyjnym, patologicznym lękiem przed możliwością przybrania na wadze. Wyraża się w destrukcyjnym wzorcu zaspokajania głodu. Zaburzenia odżywiania mają zatem charakter psychiczny, ale wpływają w wymierny sposób na zdrowie fizyczne, w skrajnych wypadkach zagrażając nawet życiu. (...) Zasadnicza kwestia, to fakt, że dziewczęta i młode kobiety cierpiące na te zaburzenia łączy porażający lęk przed „utyciem".
Lęk ten może powodować :
głodzenie się; przeczyszczanie (wymioty, lewatywa, środki farmakologiczne, również odwadniające); obsesyjne liczenie kalorii; nadmierne ćwiczenia fizyczne; nieustanne porównywanie swojej tuszy z innymi ludźmi.
Na wstępie pragnę zaznaczyć, że nie jestem psychologiem, psychiatrą, ani sama nigdy nie cierpiałam na bulimię, anoreksję czy kompulsywne napady jedzenia, jednak moje relacje z nim nie należą do najczystszych - inaczej nie ważyłabym się podjąć tego tematu.
Do wypunktowanych wyżej zachowań mogłabym dodać także eliminację coraz większej kategorii produktów, obsesyjne myślenie o jedzeniu, silne emocje związane z jedzeniem (złość/poczucie winy/frustracja), czy choćby podporządkowanie całego trybu życia pod jedzenie (ustalone godziny posiłków, konieczność jedzenia wcześniej zaplanowanych posiłków bez żadnych odstępstw). Kolejny raz przywołam mój wpis o dietach ubogokalorycznych i ich konsekwencjach dla zdrowia fizycznego, żeby dopełnić obraz zachowań o skutki takich działań. Dzisiaj zajmę się kwestią psychiczną.
STRACH...
- ...przed przytyciem.
- ...o utratę zdrowia.
- ...przed odrzuceniem.
- ...przed utratą kontroli.
- ...przed ukazaniem słabości.
Osoba z ED boi się przytyć. Boi się, że nagle "zaleje ją tłuszcz", "pojawi się sadło" (negatywne określenia względem siebie są typowym objawem choroby). Co jest w tym niepokojącego? Fakt, że przestanie się sobie podobać, będzie uważać się za niewartościowego człowieka, którego odrzuci otoczenie tylko ze względu na fakt, że będzie większa. Boi się braku akceptacji i ma bardzo niskie poczucie własnej wartości. Dodatkowo, osoby, które straciły wagę, prócz wspomnianego lęku przed odrzuceniem, boją się, że powrót wagi pokaże ich porażkę i słabość. "No, tak się wymądrzała, tyle schudła, a wróciło jej dwa razy więcej" czy "Tyle schudła, tak wypiękniała - jaka szkoda, że to wszystko szlag trafił". Mamy dzisiaj trend na bycie ludźmi doskonałymi, bez skazy, silnymi i "nie dającymi sobie w kaszę dmuchać" - a każda słabość jest wykorzystywana, by człowieka zrównać z ziemią.
W związku z tym, osoba z zaburzeniami odżywiania maksymalnie kontroluje swoje życie - godziny posiłków, aktywność sportową, liczbę spożytych kalorii, ilość pokarmu, jakość pokarmu... Gdy utraci kontrolę (np. wyczerpie się bateria w wadze łazienkowej czy kuchennej, trafi się wyjazd, który pokrzyżuje plany) - pojawia się frustracja, negatywne emocje, narasta coraz większy lęk. "Nie mogę policzyć tego jedzenia, skąd mam wiedzieć, ile to ma kalorii? Czy od tego nie przytyję?". Poczucie kontroli jest typowe dla perfekcjonistów, a taka natura jeszcze bardziej napędza ED - koło się zamyka.
Poruszając kwestię kontroli... Niektóre osoby na tyle boją się o swoje zdrowie, że zaczynają eliminować coraz większe grupy pokarmów. Nie wystarcza im samo przejście np. na weganizm. Zaczynają się zastanawiać, czy jedzenie poszczególnych warzyw (np. buraków, kapusty, marchewki) nie zaszkodzi ich zdrowiu. "Buraki gromadzą azotyny, kapusta to przecież goitrogeny, a marchewki - wszystkie na pewno są pryskane. Czy wolno w ogóle spożywać kaszę jaglaną? Przecież ma wysoki indeks glikemiczny i na pewno spowoduje cukrzycę." Dochodzi do tego, że taka osoba zaczyna zdobywać jedzenie prosto od rolnika, sama je uprawiać lub... po prostu eliminuje daną grupę spożywczą, narażając się na niedobory składników pokarmowych. Kolejne pytanie: co zostanie do jedzenia, jak wszystko wyeliminuje? NIC.
Myślę, że każda osoba z ED ma jeszcze inne, swoje lęki - omówiłam te, z którymi sama się borykałam lub które wychwyciłam u innych. Nie ma jednej prostej odpowiedzi na te obawy - zwykłe "To nie ma znaczenia" po prostu nie dotrze do chorego. Dlatego ważne jest, żeby zwrócić się o pomoc do psychologa lub psychiatry - dać sobie pomóc. To wykształceni ludzie, którzy chcą pomóc i wiedzą, jak to zrobić. Życie nie składa się tylko z jedzenia, cyferek na wadze, sześciopaku na brzuchu czy wystających kości i przerwy między udami. Życie to zdrowie, pasje, radości i smutki. Jedzenie jest tylko paliwem - jasne, że powinno być najlepszej jakości. Ale najistotniejsze jest wyważenie. Ani zbytnie restrykcje, ani zbytni luz nie jest wskazany.
Zdaję sobie też sprawę, że część zaburzeń odżywiania związanych jest z nudą (nudzę się = jem), emocjami (tzw. "zajadanie smutków"), brakiem silnej woli (zamiast zjedzenia jednego kawałka ciasta - znika cała blacha), ale jak wspomniałam we wstępie - strach wydał mi się na tyle paraliżującą przyczyną oraz trudną do zwalczenia, że postanowiłam ją omówić.
Zdaję sobie też sprawę, że część zaburzeń odżywiania związanych jest z nudą (nudzę się = jem), emocjami (tzw. "zajadanie smutków"), brakiem silnej woli (zamiast zjedzenia jednego kawałka ciasta - znika cała blacha), ale jak wspomniałam we wstępie - strach wydał mi się na tyle paraliżującą przyczyną oraz trudną do zwalczenia, że postanowiłam ją omówić.
Jakie macie doświadczenia z osobami z ED? Czy zgadzacie się z moją opinią? Czy dodalibyście jeszcze coś od siebie? A może jakieś praktyczne wskazówki, jak poradzić sobie ze wszechogarniającym lękiem?
Źródło zdjęć: Google Grafika.
Ważny temat,zgadzam sie z tobą.I dodam od siebie,ze ten lęk to nie wszystko-bo co ,Jezeli ten koszmar przytycia stanie się jawą?To tez jest lęk,jeszcze gorszy nic lek przed przytyciem,bo tutaj jest ogromny starch przed jedzeniem,chyba nawet większy niż wczesniej...
OdpowiedzUsuńCieżko sobie z tym poradzić,ale...chyba najlepszym wyjściem jest zaakceptowanie siebie i poprostu żyć
To niebywałe, że w tak młodym wieku doszłaś do tak dojrzałych wniosków :) Masz rację, wtedy oprócz samego koszmaru i strachu przed jedzeniem, dochodzi poczucie porażki i straty - że cały wysiłek poszedł na marne.
UsuńŚciskam mocno <3
Doszłam do kilku wniosków-a zważyłam się i przytyłam tylko 1 kilogram!Zdaję sobie sprawę,że to może być tylko woda,więc wróciłam do domu i wracam na ,,normalne tory,, ;)
UsuńAle naprawdę nic na siłę,nie będę już się zmuszać do wielu rzeczy i będę jadła racjonalnie,czyli normalne porcje,nie będę już robiła histerii różnych z jedzeniem ...zaakceptowałam siebie taką jaka teraz jestem,a wiem ,że schudnę w swoim czasie,ale nic na siłę <3 I to mogę poradzić też innym :)
Cieszę się bardzo na te słowa <3 Jedzenie nie może być udręką, bo towarzyszy nam przez całe życie. A życie to milion innych spraw, doświadczeń, pasji i przeżyć. Nie można pozwolić, by to wszystko się popsuło ze względu na ograniczenia związane z dietą :)
UsuńCzasem widzę na blogach jak zdrowe osoby eliminują wszystko-bo gluten szkodzi, bo mleko szkodzi, bo jajko szkodzi. Obsesyjnie eliminują to co niezdrowe, i potem ten krąg robi się coraz mniejszy. Bo to niezdrowe, od tego się tyje, to powoduje taką a nie inną przypadłość. I całe dnie spędza się tylko na myśleniu o jedzeniu... Najważniejsza jest równowaga,ale i przyjemność z jedzenia. Jak marzy się czekoladowy batonik to czemu go nie zjeść?
OdpowiedzUsuńWłaśnie - kwestia równowagi. Co innego jak się je takiego batonika codziennie, a co innego jak raz na jakiś czas :) Życie to nie tylko jedzenie :)
UsuńZgadzam się w zupełności z tym co piszesz. Nigdy nie miałam ED, ale pewne kwestie nie są mi obce, co pewnie doskonale wiesz. Boję się np. że od szczawianów z buraków urośnie mi kamień na nerce i co to będzie, jak kiedyś zechce zejść, że jak będę jeść za dużo kapusty to coś mi się stanie z tarczycą, od białka pogorszy mi się stan wątroby i zapadnę na niewydolność, a od jakiegoś czasu zwracam też większą uwagę na IG, a jak bateria w wadze kuchennej mi padnie, to czuję niepewność - nie boję się przytyć, ale lubię wiedzieć, ile mam w daniu kaszy czy płatków.
OdpowiedzUsuńZ drugiej strony, jem też niezdrowe słodycze, więc jakiś tam umiar zachowuję i chciałabym, żeby tak pozostało.
Grunt to równowaga i umiarkowanie. Dbasz o swoje zdrowie, myślę, że zachowujesz w tym wszystkim rozsądek :)
UsuńPóki co też tak myślę i nie chciałabym, aby to sie zmieniło. Fajnie zjeść w sobotę misia Lindt czy inny pełny cukru przysmak i nie czuć z tego powodu wyrzutów :) A te lekkie fobie chyba będą mi towarzyszyć już przez całe życie - tak to jest, jak się dużo czyta na temat odżywiania...
UsuńWłaśnie, z racji Twojego zawodu pewnych zachowań i przyzwyczajeń nie jesteś w stanie wyeliminować :)
UsuńCiężki temat i czytam ten post już kilka razy. Nie wiem co mądrego napisać, bo temat rzeka.
OdpowiedzUsuńZaburzenia odżywiania to wstęp do otyłości, otyłość do wielu chorób - łącznie z depresją, a depresja niekiedy do objadania się i kółko się zamyka :(
Niekoniecznie zaburzenia odżywiania to wstęp do otyłości. Otyłość to w ogóle osobny temat - bierze się głównie z niewłaściwych wzorców i nawyków żywieniowych, ze skojarzeniem jedzenia i ośrodka nagrody w mózgu. Może być także wynikiem kompulsów, ale to nie jest reguła. Wydaje mi się wręcz, że zależność jest odwrotna - osoby otyłe, które schudły, popadają w zaburzenia, co wynika ze strachu i braku akceptacji.
UsuńAle tak jak piszesz, to jest bardzo obszerna tematyka :)
Moim zdaniem bardzo wiele wynika z nieświadomości. Sama w liceum odchudzałam się głupio, bo po prostu nie miałam wystarczającej wiedzy na ten temat, a chęć bycia szczupłą była duża. Udało mi się schudnąć, ale w żadnym razie nie miałam do tego zdrowego podejścia. A co za tym idzie racjonalnego oglądu sytuacji. Lęki... dobrze to nazywasz, choć każdy kto dał się porwać w ten wir i w nim tkwi na początku tego nie zauważy. Moim zdaniem wiele pomaga po prostu praca nad sobą, jeśli poukładamy sobie wiele spraw to i racjonalniejsze podejście do żywienia łatwiej przychodzi... Jednak to wymaga czasu.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
PS: Bardzo wartościowy wpis.
Masz rację - często uświadomienie problemu przychodzi późno, ale na pracę nad sobą nigdy za późno nie jest. Większość osób z ED jest bardzo młoda i ma całe życie przed sobą - nie można dać sobie wmówić, że jedyne, co się liczy, to wygląd i jedzenie. Tyle dobrego nas czeka, codziennie możemy kogoś obdarować uśmiechem - nie należy się zamykać w ulotnej bańce, dążąc do wyimaginowanego i nieosiągalnego ideału :)
UsuńDziękuję Ci bardzo :)
Udostępnij gdzieś ten wpis - Wykop, forum, jakiś fanpage na FB o zdrowym odżywianiu. Szkoda, żeby przepadł.
OdpowiedzUsuńSchlebiasz mi - dziękuję i zajmę się tym w wolnej chwili :*
UsuńMam pytanie czy którąś z was dotkneły te zaburzenia?
OdpowiedzUsuń...
Teraz co druga osoba ćwiczy,liczy kalorie i jest megaaa fit bo to jest modne, bo tak trzeba, bo musi być jak najdłużej młoda.
To co jest opisane we wpasie powyżej to prawda i wasze rady też są mądre ale..
Nie pomogą osobie chorej liczenie kalorii jest na początku.. nie ma ustalonych godzin jedzenia bo człowiek nie chce jeść więc ich sobie nie ustala.
Do Anoreksja (niestety) wasze argumenty i rady nie dotrą - płacz matki nawet nie pomaga. On tego nie widzi i nie chce widzieć ma swoją "społeczność" która go wspiera i pomaga w trudnych chwilach.
Co innego jest z kompulsywnego jedzenie i bulimia tu nie chodzi o wygląd tylko o niemożność odnalezienia się w swiecie - człowiek się karze za to, że nie jest perfekcyjny, że nie przebiegł 10km tak jak jego kolezanka, że nie idzie mu w szkole/pracy/domu..
Najgorsze w tym wszystkim jest to, że sami to wszystko nakręcamy. Człowiek przychodzi na 7 rano do pracy i okazuje się że matka 2 dzieci przed pracą była na basenie, a wieczorem idzie na silke - w ciągu dnia pije koktajle i je salate i się Ciebie pyta "nie masz dzieci-masz tyle czasu-czego nic ze sobą nie zrobisz" uświadamiają Ci,że jesteś gorsza od niej.
Popatrzcie moje drogie na to tak.
Nikt Ci się nie przyzna otwarcie do zaburzeń odżywiania - zwłaszcza, jeśli dalej w nich tkwi. I ja do tego nie namawiam. Poza tym, na jakiej podstawie stwierdzić, czy to już zaburzenie, czy nie? Z anoreksją wcale nie jest tak prosto - bo nie wystarczy tylko przeanalizować BMI i wagi. To jest o wiele głębsza sprawa - związana z psychiką.
UsuńMyślę, że anorektyk też poniekąd może karać się za swą niedoskonałość a radą na porażkę jest "Nie jedz". Notorycznie pojawiająca się w głowie myśl "Nie jedz" jako rozwiązanie wszystkich problemów. I zdaję sobie sprawę, że takie zwykłe słowa nie dotrą - nie pomaga śmierć innych osób z zaburzeniami, nie pomaga ośrodek, a często i profesjonalna terapia.
Poczucie bycia gorszym wiąże się z tym, co napisałam - ludzie boją się, że będą nieakceptowani przez innych. Że nie sprostają oczekiwaniom - innych i swoim własnym. To jest bardzo złożona sprawa, dlatego tym bardziej chciałam Ci podziękować za Twój komentarz, bo zwróciłaś uwagę na kwestie, o których ja nie pomyślałam :)
Serdecznie pozdrawiam.
Same przechodząc na zdrową dietę miałyśmy takie niezdrowe "zapędy". W naszym przypadku minęło to z czasem gdy zaczęłyśmy je dostrzegać u siebie nawzajem i wspólnie "zmądrzałyśmy" :P Nie wiemy jak to będzie u życiowych singli ale prawdopodobnie w duecie łatwiej jest z tego wybrnąć :)
OdpowiedzUsuńMacie rację - mając obok siebie drugą osobę, z którą spędza się ogrom czasu, łatwiej jest wpływać na siebie nawzajem, kontrolować i doprowadzać do ładu :) Szczęściary z Was! :D
UsuńDziękuję Ci bardzo za ten wpis. Daje do myślenia i motywuje do zmiany podejścia do odżywiania. Udostępnij to gdzieś światu bo poruszane w nim problemy są bardzo istotne i ni ewątpie ze po jrgo przeczytaniu wielu osobom zrobi sie lzej na sercu ze nie tylko one zmagają się z tego typu problemami :)
OdpowiedzUsuńJuż kolejna osoba o tym piszę, więc chyba rzeczywiście puszczę to w obieg :) Podjęłaś też także ważny temat - poczucie osamotnienia w tym problemie. Jeszcze bardziej prowadzi do zamykania się na świat, w sobie - i ciężej jest otoczeniu wychwycić, że coś jest nie tak (o pomocy w ogóle nie mówiąc...).
UsuńDokładnie tak. Niestety coś o tym wiem ale staram się iść do przodu i realizować swój plan na życie :) takie wpisy jak ten podnoszą na duchu ;)
OdpowiedzUsuńMiło mi to czytać :) Trzymam z całej siły kciuki!
Usuń