Dość często we wpisach na blogu oraz w komentarzach mówię o tym, żeby słuchać swojego organizmu. Niektórzy rozumieją to opacznie, tzn. używają tego określenia w ujęciu zaspokajania KAŻDEJ, mniej lub bardziej zdrowej zachcianki w dowolnej ilości, bo przecież "organizm sam domaga się tego, czego potrzebuje". O cheat mealach pisałam już wcześniej i moje stanowisko w tej kwestii znacie. Teraz czas na stwierdzenie raz, a dobrze, co kryje się za magicznym terminem "słuchania swojego organizmu".
SKĄD MOJA REFLEKSJA O SŁUCHANIU ORGANIZMU I DLACZEGO JĄ WDROŻYŁAM W ŻYCIE?
Będąc na diecie ubogokalorycznej, nie dostarczałam swojemu organizmowi nie tylko potrzebnej energii, ale także pierwiastków i makroskładników (będąc bardziej precyzyjną - tłuszczu). Gdy zaczęłam stopniowo z tego wychodzić, nabrałam ogromnej ochoty na... oliwki. Dodawałam je do sałatki (było to jedyne źródło tłuszczu) przez dobrych kilka miesięcy. W ten sposób mój organizm próbował zasygnalizować deficyty w mojej diecie.
Półtora roku później, podczas pierwszej sesji letniej na studiach, miałam olbrzymią "fazę" na kakao. Piłam je min. raz dziennie, a oprócz tego jadłam gorzką czekoladę (min. 70% kakao). Byłam w olbrzymim stresie i mojemu organizmowi brakowało magnezu. Nie, nie, nie chodziło o słodkości, które "łagodzą smutki". Nie tykałam mlecznej (nawet bezcukrowej) czekolady czy daktylowych batonów, bo "chodziła" za mną tylko gorzka czekolada i właśnie kakao. Gdy ostatni egzamin miałam już za sobą - ta zachcianka automatycznie minęła. Dla potwierdzenia - niedawno ponownie miałam napięty okres na uczelni i w życiu, i ochota na kakao ponownie przyszła. Tym razem, oprócz napoju i gorzkiej czekolady, ratowały mnie surowe ziarna kakao :)
SŁUCHANIE ORGANIZMU TO NIE OBJADANIE SIĘ PONAD MIARĘ ORAZ SPOŻYWANIE DUŻEJ ILOŚCI SŁODYCZY
Absolutnie nie można uzasadniać kompulsywnych napadów jedzenia czy skłonności do tego ideą "słuchania swojego organizmu"! To wypaczenie i usprawiedliwienie, które dalece mija się z prawdą. Jedzenie emocjonalnie to osobne zagadnienie, które również pojawi się na blogu.
Co ma wspólnego pochłonięcie słoika Nutelli ze słuchaniem organizmu? Jakich substancji mu brakowało? Analizując skład wspomnianego kremu - niewiele w nim pierwiastków i witamin, które odżywiałyby nasze ciało. No właśnie - czy taki napad odżywia ciało czy może duszę? Dobry temat do zastanowienia. I kolejna sprawa - pisząc osobie z ED, że ma słuchać swojego organizmu, robisz jej krzywdę. Osoba z ED ma często zaburzone naturalne reakcje organizmu związane z jedzeniem, głodem i sytością. Pamiętaj o tym, że jesteś odpowiedzialny za swoje słowa!
KORZYŚCI ZE SŁUCHANIA SWOJEGO ORGANIZMU
Dzięki wsłuchiwaniu się w swój organizm, jesteśmy w stanie dostarczyć mu tego pierwiastka, którego mu brakuje. Czasem nachodzi mnie ogromna ochota na pestki dyni (cynk) i chrupię je solo w ogromnej ilości. Jakiś czas temu miałam też dużą ochotę na migdały (czyżby zbyt niska podaż wit. E?), a zimą rok temu - na wędzone ryby (zbyt mało miałam Omega-3 albo wit. D). Wspomniane wcześniej kakao to magnez, a w drugiej fazie cyklu nachodzi mnie chęć na chałwę (dokładniej sezam - który sprzyja wytwarzaniu progesteronu). Co jakiś czas nabieram niechęci do mięsa i jadam wtedy jajka (źródło lecytyny). Zimą mogłabym nie jeść innych warzyw niż papryka (źródło wit. C). Jeśli poobserwujecie takie zachcianki, to łatwo zdiagnozujecie, czego w tej chwili potrzebuje Wasz organizm. Najlepsze źródło witamin i pierwiastków to właśnie pożywienie.
Co oprócz dostarczenia odżywczych substancji? Obserwujcie reakcje swojego organizmu. Jeśli po zjedzeniu twarogu boli Cię brzuch, to możliwe, że go po prostu nie tolerujesz i nie powinieneś jeść. Mnie bardzo nie służy siemię lniane - boli mnie po nim brzuch i mam problemy, niezależnie od tego, w jakiej formie je jem i ile przy tym piję. Dlatego od dłuższego czasu nie używam go w swojej kuchni (lub naprawdę w minimalnej ilości). Nie służą mi także potrawy na bazie ziemniaków i mąki (kopytka, kluski śląskie), więc rzadko je jadam i również w małej ilości. Dzięki temu możecie wyeliminować produkty, które po prostu Wam szkodzą (pamiętajcie jednak, by odpowiednio je zastąpić i nie doprowadzić organizmu do niedoborów).
A Wy? Jak zapatrujecie się na ten temat? Słuchacie swojego organizmu czy uważacie to za wymysł?
Otóż to! Kiedyś dietę pojmowałam jako liczenie kalorii i dbanie o linię wyłącznie. A to produkt uboczny zdrowego stylu życia.
OdpowiedzUsuńTeraz, gdy po raz pierwszy od dawna nie liczę kalorii i makroskładników czuję się wolna i szczęśliwa. Zdrowo jem, zdrowo się czuję i zdrowo wyglądam. A kontrola jest zbędna, bo i tak intuicyjnie wiem, gdzie jest ile białka, gdzie ile węgli, tłuszczy.
Balans jest bardzo ważny, a zdroworozsądkowe podejście daje szczęście i brak niepotrzebnego stresu związanego z jedzeniem.
Pozdrawiam :)
Właśnie - najgorszy jest w tym stres, który wywołuje jedzenie. Jedzenie to tylko jedzenie i niepotrzebnie wiążemy z nim emocje. Ale - łatwo się mówi, a znacznie ciężej jest to przepracować :( Cieszę się, że znalazłaś złoty środek :)
UsuńZgadzam się z Tobą całkowicie, najważniejsze to nauczyć się słuchać swojego organizmu i umieć interpretować znaki, jakie nam wysyła ;)
OdpowiedzUsuńJa akurat swojego nie mam co słuchać, bo mam wrażenie, że on żyje dziwnym życiem i w innym wymiarze i bardziej muszę kierować się rozsądkiem ;)
Dawno już nie miałam takich sprecyzowanych zachcianek spożywczych (no, chyba że akurat zobaczyłam recenzję jakiegoś batona czy wafla, ale to się nie liczy ;)), więc chyba mój organizm dostaje wszystko, czego mu potrzeba ;)
Inaczej nic byś nie jadła, choć bardzo interesujące jest, czy Twój organizm w końcu wytworzyłby w Tobie poczucie głodu :D A badałaś może kiedyś hormony głodu i sytości?
UsuńTwoja dieta jest jedną z najbardziej zrównoważonych, jakie znam, bo i dostarczasz sobie wszystkich składników, i nie szczędzisz przyjemności ;)
Musze kiedyś wystawić go na próbę i zagłodzić na jakieś 3 dni i zobaczyć :P Nie badałam, a faktycznie można oznaczyć leptynę i neuropeptyd Y... Sprawdzę czy w labie do którego chodzę to oznaczają ;)
UsuńCieszę się, że tak uważasz ;))
Nie namawiam do głodówki, ale faktycznie byłoby to bardzo ciekawe :D Najfajniej byłoby najpierw zbadać i zobaczyć, jak to teraz wygląda, potem głodówka i znowu badania - ale to już taka moja dociekliwość :P
UsuńUważam ze słuchanie organizmu to najlepsza dieta :) Póki co niestety cieżko jest mi to wdrożyć w życie,sama wiesz jak to teraz jest....nie mige zidentyfikować czy czegoś mi brakuje,tym bardzoej słabo z hormonami głodu i sytości.No ale,wierze ze będzie tylko lepiej ;)
OdpowiedzUsuńNajlepsza, ale tak jak napisałam w diecie - zdrowy rozsądek także się przyda i ważne jest, żeby odróżniać zachciankę wywołaną impulsem od tej spowodowanej niedoborami w organizmie. Jak tylko wyregulujesz ośrodek głodu i sytości oraz dostarczysz swojemu organizmowi niezbędnych minerałów - wszystko powinno wrócić do normy. Wzorzec już masz. Gdybym nie pracowała, to bym się mogła pobawić w układanie diety dla Ciebie, ale niestety - obowiązki wzywają :P
UsuńZdecydowanie się z Tobą zgadzam, słuchanie swojego organizmu to najlepszy sposób odżywiania :) Aktualnie nie mogę tych zasad przestrzegać, nie czuję ani głodu ani sytości, więc słuchając się organizmu spokojnie wytrzymałabym kilka dni bez jedzenia, a raczej takich potrzeb organizm nie ma :)
OdpowiedzUsuńProblem w tym, że zbyt niski poziom tkanki tłuszczowej (jak i zbyt wysoki) BARDZO zaburza równowagę jeśli chodzi o hormony głodu i sytości. Czytałam o tym przy okazji edukowania się w zakresie związków między tkanką tłuszczową a estradiolem i brakiem okresu. Myślę, że tu leży u Ciebie przyczyna.
UsuńProblem w tym, że ciężko jest odróżnić głos swojego organizmu od zwyczajnej zachcianki. Osoby, które stosują się do tego przez dłuższy już czas wiedzą, że gdy mają ochotę na czekoladę, to brakuje magnezu itp. Wiele jednak osób nie potrafi zrezygnować z zachcianek i nie słucha się samego siebie.
OdpowiedzUsuńDlatego warto być szczerym i uczciwym wobec siebie - nie robimy szkody innym, tylko sobie. Sami siebie oszukujemy. I tylko my na tym tracimy :)
UsuńCałkowicie się z Tobą zgadzam - to organizm sam nam ,,podpowie " czego chce i potrzebuje, ale trzeba umieć odróżniać potrzeby od pokus ;)
OdpowiedzUsuńDokładnie :)
UsuńKiedy czytałam swój tekst to czułam się tak jakbym przelewalala własne myśli i wnioski z obserwacji na papier ... tez mam tskie chcice w kryzysowych okresach na kakao orzechy czekoladę gorzką o wysokiej zawartości kakao. Zima to czas pozerania papryki teraz jem ja sporadycznie. Mamy podobnie ;)
OdpowiedzUsuńNo i zaciekawił mnie ten wątek z chałwa bo ha również przez ostatnie 2 miesiące ni ż gruchy ni z Pietruchy dostałam takiej ochoty na chałwe że nic nie było w stanie jej zastąpić i musiałam grać do sklepów szukać mojej ulubionej bez zbędnych dodatków o smaku pistacji i jak na złość dopadła ją dopiero w 5 sklepie ... o_O
To bardzo interesujący aspekt odżywiania. I zarazem bardzo istotny. Też unikalam długo tłuszczu a potem miałam szał tak samo jak Ty na oliwki masło orzechowe irp. a teraz jem to na codzień z umiarem i jestem szczęśliwa.
Ale wiem że muszę się pilnować bo za dobrze się znam i wiem że kiedy będzie źle mogę wrócić do destrukcyknych zachowań ...
Ja mam chcicę na chałwę zawsze w drugiej połowie cyklu :D Sezam działa stymulująco na progesteron, jak dobrze pamiętam (czytałam o tym przy okazji tematu rotacji nasionami, by naturalnie przywrócić cykl miesiączkowy), może to dlatego :P Albo jakichś innych pierwiastków Ci brakuje.
UsuńPilnować powinien się każdy, ale fakt faktem, że osoby, które różne zachowania/zaburzenia przeszły muszą być dwa razy bardziej czujne i zachować większą samodyscyplinę :)
ja ostatnio miałam po prostu ogromną ochotę na ser żółty, cały tydzień, codziennie po 3- 4 plasterki. Widocznie brakowało mi wapnia :)
OdpowiedzUsuńBardzo możliwe, że tak :)
UsuńHmm, ja do tego podchodzę jeszcze trochę inaczej. Nie zależy mi na odpowiednim odżywieniu organizmu i nie dbam o to, by wszystkie składniki się zgadzały. Mam przesuszoną skórę, niską odporność itd., co mnie denerwuje, ale nie na tyle, by zacząć odżywiać się inaczej. Obserwuję więc organizm w ramach tego, co jem aktualnie. Wiem, z czego muszę zrezygnować, co gdzie przemieścić, czego trochę dołożyć. A jak mam ochotę na ciastka, nie szukam zamienników z podobną zawartością czegoś tam. Oczywiście nikomu nie proponuję mojego sposobu odżywiania się.
OdpowiedzUsuńChodzi Ci bardziej o Twoje samopoczucie, czyli że nie będzie bolał Cię żołądek/brzuch, tak? Niż o tłuszcze, białka, węglowodany czy minerały?
UsuńDokładnie tak.
UsuńWiadomo, że to podstawa diety XXI wieku. Jednak wbrew pozorom to bardzo trudna umiejętność bo tak jak pisałaś można to pomylić z apetytem na zachcianki a nie głodem czy deficytem ;)
OdpowiedzUsuńCiężka sztuka, ale warto ją opanować :)
Usuń