Produkty przyszły bardzo szybko (następnego dnia po wysyłce), a zapakowane były w tekturowe pudełko z papierowymi ścinkami, imitującymi słomę. W połączeniu z oldschoolowymi etykietami dało to niesamowicie spójny efekt.
Ale najpierw kilka słów o samej firmie :) Gacjana zajmuje się przetwórstwem lnu, z którego produkuje olej lniany (tłoczony na zimno oraz rafinowany), lecz także wspomniane chałwy lniane. Przedsiębiorstwo nawiązało współpracę z rolnikiem z Dolnego Śląska, uprawiającym len i stworzyło zupełnie unikalny produkt, który został doceniony w konkursie "Europa na Widelcu" oraz wielokrotnie nagrodzony. Od 2016 roku cieszy się certyfikatem "Dziedzictwo Kulinarne Dolnego Śląska". Od siebie dodam, że bardzo często chcąc zadbać o zdrowie, gonimy za światowymi superfoods (jak chia, quinoa czy goji), zapominając o rodzimych (i niedrogich!) skarbach - właśnie do takich można zaliczyć siemię lniane. Użyty surowiec jest najwyższej jakości, dzięki czemu mamy pewność, że wszystkie prozdrowotne składniki zostały zachowane. Wszystko wykonywane jest ręcznie, a właściciele dbają nie tylko o higienę, lecz także o świeżość produktów, skracając czas dostaw i wytworzenia, co gwarantuje najlepszy smak.
Wygląd
Jak wspomniałam na początku, chałwa przychodzi do nas zapakowana w nieco oldschoolowe opakowania - papier przypominający ten do pieczenia (lub pakowania dużych paczek), z naklejonymi etykietami. Czcionka kojarzy mi się trochę z Dzikim Zachodem ;) Po obydwu stronach napisu znajdziemy rysunki arachidów, natomiast poniżej oznaczenie, iż produkt jest naturalny. Dalej - skład oraz wartości odżywcze. Dla wariantu żurawinowego wybrano kolor czerwono-różowy (z oczywistych względów), natomiast wariantowi orzechowemu przyświeca kolor fiołkowy.
Gdy otworzyłam opakowanie, okazało się, że chałwa podzielona jest na mniejsze kosteczki (w każdym wariancie po 9), które znajdowały się w plastikowym koszyczku, co gwarantowało, że produkty się nie odkształcą podczas transportu. Wariant żurawinowy ma kolor stricte... buraczkowy, a w masie wyraźnie przebijają cząsteczki orzechów. Wersja orzechowa jest bardziej karmelowo-brązowa, a strukturę ewidentnie dominują arachidy. Gdzieniegdzie przebijają czerwonawe kropeczki żurawiny.
Chałwa żurawinowa jest zdecydowanie bardziej zwarta i krucha, co zawdzięcza przewadze suszonych owoców. Przypomina nie tyle chałwę, co... raw batony! Natomiast wersja orzechowa jest lekko tłustawa (tutaj w składzie przeważają arachidy), bardziej miękka, ale dalej zwarta. Zdecydowanie pachnie prażonymi, aromatycznymi fistaszkami w odróżnieniu od żurawinowej koleżanki, w które dominuje zapach owocowo-kwaskowy - ale bardzo przyjemny.
Smak
Wariant żurawinowy jest delikatnie suchy i trochę się kruszy, ale nie przeszkadza to bynajmniej w konsumpcji. Zarówno wgryzienie się jak i wbicie weń noża nie sprawia nadmiernego problemu. Pierwsze, co czuję to owocową słodycz przełamaną subtelnym kwaskiem żurawiny. Po dłuższym żuciu dociera do mnie smak prażonych arachidów, natomiast wcale nie czuję siemienia lnianego - zazwyczaj nadaje produktom lekko "śluzowatego" charakteru. Jednym to przeszkadza, innym nie - moim zdaniem to zaleta, bowiem nie mąci struktury słodziutkiej kosteczki. Słodycz jest wyważona i idealna, więc rewelacyjnie zaspokaja chęć na cukier, jednocześnie nie sprawiając, że człowiek ma ochotę wypić beczkę wody ;)
Wersja orzechowa jest bardziej miękka, jak wspomniałam i kruszy się nieco mniej. Rewelacyjnie rozpływa się w ustach dzięki dobrej jakości zmielonym orzeszkom. Jest zdecydowanie mniej słodka od wariantu z żurawiną, choć po chwili i tutaj dociera do nas jej słodko-kwaśny smak. Ponownie nie jestem w stanie wyczuć siemienia, lecz jak wspomniałam - absolutnie mi to nie przeszkadza. Fani masła orzechowego będą zachwyceni, bowiem to bodaj najlepsza słodycz fistaszkowa, którą miałam okazję do tej pory jeść :)
Podsumowanie
Obydwa produkty zostały wytworzone ze składników naturalnych. Zawierają cenne tłuszcze, są bogate w kwasy omega-3. Nie zawierają glutenu i zostały przetworzone w niskiej temperaturze. Choć skład jest identyczny, to proporcje poszczególnych składników wyraźnie różnią się między sobą, co nie pozostaje obojętne dla smaku.
Jedynym zastrzeżeniem, które mogę mieć, to użycie żurawiny wzbogaconej cukrem (któremu zawdzięczamy słodycz produktu) - rzadko można spotkać niesłodzoną żurawinę, jednak myślę, że jej połączenie z innymi suszonymi owocami pozwoliłoby wyeliminować cukier. W każdym razie, próbując to przełożyć na jedną porcję (podział na kostki uważam za genialny!) nie ma tragedii i zdecydowanie bardziej wolę zjeść chałwę lnianą niż jakąkolwiek inną słodycz sklepową, nafaszerowaną całą tablicą Mendelejewa ;)
CHAŁWA ORZECHOWA
Skład: Orzechy arachidowe i miazga arachidowa (65%), żurawina suszona i kandyzowana (żurawina, cukier trzcinowy, kwas cytrynowy, olej słonecznikowy, koncentrat soku z czarnego bzu), siemię lniane (11,2%)
Kaloryczność: 491 kcal/100 g (55 kcal/kostka)
Ocena: 6/6
CHAŁWA ŻURAWINOWA
Skład: żurawina (65%) (suszona i kandyzowana - żurawina, cukier trzcinowy, kwas cytrynowy, olej słonecznikowy, koncentrat soku z czarnego bzu), orzechy arachidowe, siemię lniane (11,2%)
Kaloryczność: 366,75 kcal/100 g (40 kcal/kostka)
Ocena: 5/6
Dostępność: sklepy ze zdrową żywnością
Cena: 7 zł
Inne warianty smakowe: czarna, cynamonowa, kokosowa, lniana, cytrynowa, słonecznikowa bez orzechów, lniana sezamowa
Wpis sponsorowany. Współpraca nie ma wpływu na rzetelność recenzji.
kurcze po Twojej recenzji nie mogę się doczekać aż spróbuję swoich :D
OdpowiedzUsuńNo to chętnie skonfrontuję opinie :D Czekam na wpis!
Usuńna chałwę to ochotę mam zawsze:)
OdpowiedzUsuńTo smakuje jak raw baton, a nie chałwa :p W każdym razie, polecam!
UsuńChałwy jako takiej nie lubię, ale skoro ta smakuje jak baton to skusiłabym się na wersję kokosową :)
UsuńTak, zdecydowanie konsystencja i smak są typowe dla batonów :) Kokosowa musi być cudowna i jak gdzieś w okolicy będzie dostępna do kupienia, to na pewno się skuszę :)
UsuńCytrynowa brzmi ciekawie i mogłaby być smaczna o ile to nie olejek cytrynowy :) Czarna to kakaowa? :D
UsuńNie, czarna to nie kakaowa :)
UsuńNie jadłam nigdy chałwy lnianej (raz tylko widziałam w sklepie będąc u kuzynki, ale termin ważności był krótki, a ja miałam tyle jedzenia, że bałam się, że spleśnieje :P), ale zapowiada się bardzo smacznie :))
OdpowiedzUsuńTo następnym razem mam nadzieję, że kupisz :) Jest pycha!
UsuńWidziałam je nie raz, są bardzo ciekawe, chętnie kiedyś je spróbuję :) I pewnie wybiorę orzechową :D
OdpowiedzUsuńW takim razie mam nadzieję, że będzie recenzja :) Mnie ciekawi jeszcze kokosowa, cynamonowa i cytrynowa :)
UsuńWow, sporo smaków, nawet nie wiedziałam :) Dzięki za info :P
UsuńWyglada bardzo smacznie!Mam nadzieje ze i taka jest! :D Chciałabym spróbować obydwu,bo sa zdecydowanie w moim guście ;D
OdpowiedzUsuńNo to mam nadzieję, że uda Ci się je spróbować :)
UsuńNim przeczytałam Twoją recenzję wiedziałam, ze gdybym musiała wybrałaby wersję orzechową :D Napisałaś, ze "Słodycz jest wyważona" - czyli jest mniej słodka od tradycyjnej chałwy? ;)
OdpowiedzUsuńMniej, ale poziom słodkości jest podobny do raw batonów ;)
UsuńŚwietna paczuszka, już sam wygląd zachęca do spróbowania :)
OdpowiedzUsuńWidzę, że to unikalna firma - bardzo doceniam takich producentów. Poza tym masz rację, że to, co najcenniejsze mamy pod nosem, a z tego nie korzystamy.
Jestem, a raczej byłam wielbicielką chałwy do czasu, aż zaczęłam być świadomym konsumentem. Od paru lat nie jadłam chałwy...teraz to sobie uświadomiłam. Dlatego taka wersja lniana jest jak najbardziej do wypróbowania i czuję, że mocno by mi posmakowały obie wersje :)
No coś Ty! Parę lat? To w Lidlu były chałwy o genialnym składzie - sezam, miód i chyba lecytyna - nic więcej :)
UsuńTe przypominają bardziej raw batony, ale tak czy siak są przepyszne :)
Recenzowałyśmy już kilka tych produktów i zawsze byłyśmy usatysfakcjonowane. Kupujemy je zawsze w formie słodkiego prezentu zamiast wątpliwej jakości bombonierki dla naszej mamy, która kocha chałwę :)
OdpowiedzUsuńMojej mamie także bardzi smakowało, ale stacjonarnie nigdzie ich nie widziałam :( A szkoda, bo spróbowałabym innych smaków :)
UsuńMy je mamy pod nosem we Wrocławiu, nasze szczęście :P
UsuńOoo, szczęściary! W Warszawie też pewnie jest, ale to tak duże miasto, że jeszcze nie zgłębiłam wszystkich jego eko sklepów :p
UsuńChoć chałwa żurawinowa ma prześliczny kolor i nie ukrywam, że mnie kusi to jednak zdecydowanie z większą ochotę skosztowałabym tej orzechowej.
OdpowiedzUsuńDziwi mnie troszkę, że do chałwy żurawinowej została użyta żurawina słodzona cukrem. Da się jej uniknąć, sama zaopatrzyłam się z taką bezcukrową ostatnio. Bardzo zwracam na to uwagę :)
Pozdrawiam. Miłego weekendu życzę :) Megly (megly.pl)
Mnie bardziej smakuje chyba orzechowa. Żurawina jest naturalnie kwaśna, dlatego producenci ją dosładzają, lecz tak jak napisałam - dodanie np. daktyli pozwoliłoby uniknąć cukru :/
UsuńPozdrawiam i wzajemnie :)
Slonecznikową chałwę widziałam gdzieś kiedyś, ale lnianej nie. Ciekawy produkt i na pewno kiedyś spróbuję, jeśli będzie taka okazja :) Do tego bardzo ładnie zapakowane otrzymałaś ;)
OdpowiedzUsuńSłonecznikowa jest dość popularna, chyba ma pochodzenie ukraińskie, ale nie jestem pewna :)
UsuńO tak, niby taki drobiazg, a od razu się serce raduje :)
No proszę, a mój wpis o nich już jutro! Też dostałam taką niespodziankę :)
OdpowiedzUsuńTo się cieszę i myślę, że Twoi czytelnicy, którzy wchodzą do Ciebie na bloga dzięki takiej reklamie nie przeoczą tego wpisu ;))
UsuńMam wrażenie, że pod względem smaku wolałabym drugą, a konsystencji żurawinową. Lubię, jak się chałwa kruszy. Może nie do przesady, ale lubię :)
OdpowiedzUsuńŻurawinowa kruszy się jak lekko suchawy raw baton (ale nie taki, co to się go żuje i żuje, i dalej w gardle staje :P), ale rozumiem, o co Ci chodzi - także lubię, jak mogę skubać chałwę i rozdrabnia się na wiórki :)
UsuńHmmm mnie jakoś ten produkt nie przekonał. Nie przepadam :)
OdpowiedzUsuńGusta są subiektywne i mając lekkie doświadczenie w różnych raw produktach, ten traktuję jako naprawdę jeden z lepszych - ale wiadomo, każdemu smakuje co innego :)
UsuńKurczę, jako chałwoholik miałam nadzieję, że te lniane wersje będą przypominały w smaku tradycyjną chałwę ;D No ale widzę, że są to produkty warte zainteresowania :)
OdpowiedzUsuńNo ja też kocham chałwę, a to raczej raw baton - lecz na pewno smaczny :D Muszą znowu w Lidlu rzucić tę chałwę z miodem - narobię zapasów :p
UsuńChałwę to ja chętnie... :-)
OdpowiedzUsuńNazwa nieco myli, bo z chałwą raczej zbyt wiele nie mają wspólnego, ale tak czy inaczej jest wyśmienicie! :)
UsuńA dla mnie opakowanie nie jest oldschoolowe! Podoba mi się i kolorek jest super :)
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę i polecam wypróbować przy nadarzającej się okazji - są przepyszne! :)
UsuńChalwy nigdy nie odmówie :) Te wyglądają bardzo apetycznie 😊
OdpowiedzUsuńNie smakują jak typowa chałwa, lecz jak raw baton, ale są przepyszne i polecam 😊
UsuńTakiej chałwy jeszcze nie jadłam i jestem jej bardzo ciekawa !
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że będziesz miała okazję spróbować :)
Usuń