środa, 23 sierpnia 2017

Relacja z podróży do Pragi - cz. II

 
DZIEŃ 2
Na drugi dzień naszego pobytu w Pradze zaplanowałam zamki. Dość spontanicznie miał wpaść także eko sklep, zlokalizowany kilometr od Wyszehradu. Brata zapewniłam, że wcale tam nie musimy zachodzić, ale skoro i tak będziemy w okolicy... ;)
Wyszliśmy rano z naszej kwatery i postanowiliśmy, że na Hradczany dojdziemy pieszo. Zajęło to nam niecałą godzinę, ale pogoda była idealna i sprzyjała wędrówce - ciepło, ale nie gorąco, piękne słońce i niemal bezchmurne niebo. Wybraliśmy ścieżkę spacerową na skarpie powyżej Wełtawy, która biegła wzdłuż rzeki. Z jednego z punktów widokowych zrobiłam piękne zdjęcia na Stare Miasto - panorama była zachwycająca.
W międzyczasie okazało się, że nie do końca wiem, jak dokładnie na Hradczany dojść, ale "na migi" dogadałam się z jednym z panów strażników przy urzędzie (który nie mówił po angielsku) i zaczęliśmy delikatne podejście po schodach. Mojego brata trochę położyło, więc dla osób o słabej kondycji na pewno będzie to spore wyzwanie - jednak warte wysiłku i możliwe do zrealizowania :)
Po wspięciu się na wzgórze zamkowe okazało się, że cały kompleks jest bezpłatny (od zewnątrz), ale żeby zwiedzić poszczególne obiekty (jak np. katedra czy zamek), należy wykupić bilet. Dostępne są 3 trasy zwiedzania, które uwzględniają różną liczbę obiektów - my wybraliśmy najkrótszą (B), która uwzględniała Stary Pałac Królewski, Katedrę św. Wita, Złotą Uliczkę i Bazylikę św. Jerzego.
Rozpoczęliśmy od Pałacu. Dość imponująca była Sala władysławowska, która ujęła mnie swoim nietypowym sklepieniem. Zwiedziliśmy także mniejsze pomieszczenia - niektóre bogato zdobione freskami - które ukazywały wystrój ówczesnych kancelarii. Swój pierwiastek na tronie czeskim mieli także Polacy - mowa o Władysławie Jagiellończyku, który zainicjował odbudowę kompleksu zamkowego.
Widok z zamkowego tarasu widokowego na praską dzielnicę Mala Strana


Następnie przeszliśmy do Bazyliki, która została wybudowana w stylu romańskim. Nie ukrywam, że zdecydowanie bardziej wolę gotyk i architekturę klasycystyczną, ale i romańska sztuka ma swój urok :) Pierwszy kościół powstał tam w X w., ale wielokrotnie został przebudowywany lub odbudowywany - stąd mieszanka stylu romańskiego z barokowym.
Do otwarcia Katedry św. Wita mieliśmy jeszcze godzinę, więc w tym czasie poszliśmy coś zjeść do jednej z licznych kawiarnio-restauracji (serio - zdziwiła mnie ich ilość na terenie kompleksu zamkowego). Ja wzięłam ciabattę z pesto, pomidorem, sałatą i mozzarellą, a mój brat kanapkę BLT. Ja ze swojej byłam zadowolona, a brat niezbyt - zaserwowano mu zimną potrawę, podczas gdy BLT powinno być gorące (kto lubi jeść bekon na zimno? ;)).

Gdy zbliżała się godzina 12, zobaczyłam gigantyczna kolejkę do wejścia do katedry. Przeraziłam się, że będzie nas czekać co najmniej godzinny postój, a mój brat z grymasem na twarzy patrzył na mnie, bo nie był zanadto chętny do sterczenia tam. Ale, o dziwo, wszystko poszło gładko i weszliśmy po ok. 15 minutach.

Sama Katedra zachwyciła mnie już od zewnątrz. Na moim profilu na Instagramie pisałam Wam, że uwielbiam gotycką architekturę - od momentu zobaczenia na własne oczy Westminster Abbey, kocham te strzeliste budowle, piękne witraże, lekko surowe, choć pięknie zdobione i monumentalne konstrukcje. Dlatego powiedziałam, że nie zejdę z Hradczan bez jej zobaczenia od środka.
Była dość jasna wewnątrz, co przyznał także mój brat (który był niegdyś w Notre Dame). Gotyk kojarzy mi się z mrokiem mimo wszystko. Ogrom przestrzeni, wysokość sprawia, że człowiek czuje się w takiej świątyni mały - efekt jest zamierzony i zgodny z filozofią tamtego okresu. Witraże, przez które padało południowe światło, robiły na mnie naprawdę niebywałe wrażenie. Także rzeźby stanowiły bardzo osobliwy wystrój. A zresztą - zobaczcie sami.

Co ciekawe, była świątynią, w której koronowano i grzebano królów czeskich. Zdecydowany hit mojego całego pobytu w Pradze!
Po obejściu katedry, przeszliśmy w kierunku Złotej Uliczki. Można tam zobaczyć zbrojownię oraz małe izdebki stylizowane na te, w których mieszkała ludność żydowska. Na mnie większego wrażenia to nie zrobiło ;)
Dalej przeszliśmy do stacji metra Mustek i podjechaliśmy na Karlovo Namesti. Miał tam być eko sklep, otwarty w niedzielę, ale... no tak, moje szczęście. A właściwie moje nieszczęście, natomiast szczęście dla mojego portfela - okazał się zamknięty ;) Przez szybę widziałam, że ciężko byłoby się powstrzymać przed wykupieniem połowy asortymentu :D

Poszliśmy więc na obiad do Restauracji "U Spadochroniarzy" - po wystroju wywnioskowałam, że ktoś tam lubi chyba nazistów... Oh well, zamówiłam knedliczki (typowe z bułki) oraz pierś kurczaka (ponoć grillowaną ;) nie wiem, czy rozróżniają grillowanie od smażenia) z warzywami, a mój brat - czeski gulasz z plackami ziemniaczanymi.
Knedliczków próbowałam pierwszy raz. To taka bardzo zakalcowata buła, coś pomiędzy zbitą bułką paryską (a właściwie jej miąższem) a kluską. Bardzo zaklejające, jeśli nie je się tego z sosem. Ale na pewno smaczne - tylko kolejnym razem muszę pamiętać o dodatku "nawilżacza" ;) Zjadłam dwa, a resztę oddałam bratu.
Warto też wspomnieć, że istnieją również knedliczki z ziemniaków - tych jednak nie przyszło mi spróbować (tak samo jak Trdlo/Trdelnika czyli kołacza ze słodkiego ciasta, wypełnionego czekoladą, lodami lub bitą śmietaną). Posileni, wyruszyliśmy w kierunku Wyszehradu. Tam podejście było zdecydowanie łagodniejsze. Kiedyś była to siedziba królów czeskich, jednak od XVII w. budynki były wykorzystywane jako garnizon wojskowy. Na wzgórzu znajduje się duży park, rotunda i Bazylika św. Piotra i Pawła.

Zwiedziliśmy kościółek - który po hradczańskiej Katedrze nie powalił mnie na kolana, ale i tak był uroczy - oraz weszliśmy na mury obronne, z których rozpościerał się piękny widok na Nowe Miasto.

Następnie, baaaaardzo okrężną drogą, udaliśmy się do metra i wróciliśmy padnięci do mieszkania. Pozostało się spakować, pójść spać i następnego dnia wyruszyć z powrotem do Polski :)

Jeśli chodzi o zakupy, to nie poszalałam - odwiedziłam dwa DMy i dwa supermarkety, a oto moje łowy:


Byliście w Pradze? Co Wam się najbardziej podobało? Które czeskie potrawy polecacie najbardziej? :)

38 komentarzy:

  1. Ta architektura i krajobrazy są przepiękne... a w szczególnosci architektura ♥ Coś cudownego :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie także bardzo urzekła - spędzaliśmy na mieście caaaałe dnie. Potem wracaliśmy do mieszkania i padaliśmy na łóżka :P

      Usuń
    2. Z mamą najprawdopodobniej robiłybyśmy tak samo xD To jest coś co nas interesuje i co lubimy :)

      Usuń
    3. Dla mnie to jest esencja podróżowania :)

      Usuń
  2. Przed ostatnie zdjęcie to na prawdę piękny widok :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Znowu piękne zdjęcia z podróży :) jak ja Ci tego wyjazdu zazdroszczę, ale tak pozytywnie :) Dobrze, że chociaż na zdjęcia mogę zerknąć :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że chociaż w taki sposób możesz się tam przenieść :)

      Usuń
  4. Jak wiesz, ja zwiedzać za bardzo nie lubię, ale takie zwiedzanie zabytków połączone z wędrówkami do eko sklepów, już mnie satysfakcjonuje ;)
    Kanapka wygląda smakowicie, podobnie jak knedliczki - lubię suche jedzenie, więc zapewne by mnie nie zawiodły ;)
    A zakupy super - moje z Pragi wyglądały podobnie, choć kupiłam więcej niezdrowych czekolad, a takich batoników to nawet nie widziałam ;)
    Super relacja -bardzo lubię takie szczegółowe, jakby z pamiętnika ;))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A nie jadłaś nigdy knedliczków? :D
      Batoniki (poza Elą) kupowałam w DMie. Czekolady Oriona oraz ta zielona są bez cukru, więc niezdrowe - tylko Studentskie :D Mleczna dla rodziców, biało-mleczna do pracy (tę ostatnią próbowałam i była taka o - mocno słodka, jak to Studentska :D Wolę zdecydowanie bardziej gorzką z pomarańczą, którą kupiłam rok temu na Słowacji).

      Bardzo się cieszę, że wpis Ci się spodobał!

      Usuń
    2. W świadomych czasach nie, może jak byłam w Pradze w czasach gimnazjum to jadłam, ale wtedy nie zwracałam jeszcze tak uwagi na jedzenie (pamiętam tylko, że kupiłam 2 torby słodyczy z lentilkami na czele :D)
      Ja kupowałam czekolady Orion z cukrem, w różnych smakach, pamiętam też takie okrągłe wafelki tej firmy i różne batony, ale wszystko niezdrowe. Za Studentskimi nie przepadam, głównie przez te żelki.

      Usuń
    3. Ach te dobre, gimnazjalno-podstawówkowe czasy :D
      Orion widziałam w różnych smakach, ale jakoś tak tyłka mi nie urywało - przynajmniej jeśli chodzi o sklepy, w których byłam :D I te okrągłe wafelki też widziałam :)

      Usuń
    4. Mnie też nie oszołomiły, ale często mam tak, że kupuję coś, bo w Polsce tego nie ma :D

      Usuń
    5. No ja wiem, ale te smaki, które spotkałam, akurat w Polsce były, tylko innych firm :D

      Usuń
  5. Wsedzie tam byłam,ale do świątyń nie wchodziłam -moich rodziców ani mnie to nie za bardzo rajcuje,woleliśmy posiedzieć podziwiać widoki albo zrobic poprostu dłuższy spacer :)
    Mi nie było dane spróbować knedliczkow,za to jak wiesz jadłam właśnie trdelnika ;)
    No i ze sklepem.....nie wiem czy to dobrze czy źle w końcu ze był zamknięty :p Tak jak powiedziałaś,dla portfela dobrze,ale dla człowieka...jestem ciekawa co tak takiego wypatrzyłas ze wykupilabys pół sklepu :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja muszę spróbować trdelnika następnym razem :D
      Mnóstwo maseł z różnych orzechów, słodyczy bez cukru, czekolady Vivani i Zottera oraz cała ściana w różnych mąkach, kaszach, strączkach, orzechach, itp. Podobny był do tego sklepu na Hali Koszyki w Warszawie, tylko nie wiem, jak cenowo wypadały tam produkty :D

      Usuń
  6. Ten kościół jest imponujący. Wow, jaki gigant.
    Z wielką chęcią bym się wybrała do Pragi.
    Jest tam co zwiedzać. Można by kilka dni tam spędzić spokojnie.
    Bardzo lubię to miasto, póki co z opowiadań, relacji i zdjęć.
    To danie musiało być pyszne. Knedliczki bardzo lubię. Klasyk! :)
    Nie jadłam z 10 lat ;)
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, katedra była naprawdę wysoka :) Hm, tydzień to dla mnie byłoby za długo już na Pragę - optimum to tak 3-4 dni ;) Ciekawa jestem, jak smakują knedliczki ziemniaczane.

      Pozdrawiam również!

      Usuń
  7. kocham Pragę i ich knedle <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aż tak zakochana nie jestem, ale piękne miasto :) To fakt :)

      Usuń
  8. Nigdy nie byłam niestety w Pradze, ale bardzo bardzo bym chciała. Jestem zachwycona tymi zdjęciami, widokami, wszystkimi pięknymi miejscami :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że wpis Ci się spodobał :)

      Usuń
  9. Przy ostatnim zdjęciu chyba każdemu zaświeciły się oczy :D Studentska to smak mojego dzieciństwa. Przywoziła mi ją zawsze Ciocia.

    Co do potraw, to wstyd się przyznać, ale zbyt wielu czeskich dań nie jadłam. To nie do końca moje klimaty. Ale mogę za to polecić Ci nakladany syr, jeśli jeszcze go nie jadłaś.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie też kojarzy się z dzieciństwem i z czasami, jak jeszcze nie byliśmy w Unii, a wyprawy na Słowację wiązały się z przeprawami paszportowymi :D

      Ja też chyba wielu nie jadłam, ale zawsze można nadrobić ;) A nakladany syr to ten smażony ser? Nie jadłam go, ale słyszałam o nim.

      Usuń
  10. Jeszcze bardziej mnie zachęciłaś do odwiedzin Pragi i to szybko :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Długa podróż dla Ciebie z Pomorza, ale warta zachodu :)

      Usuń
  11. Super, zazdroszczę, uwielbiam Pragę, muszę znowu się wybrać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest tyle pięknych miejsc na świecie, ale są i takie, do których wracałoby się wielokrotnie - Praga jest jednym z nich :)

      Usuń
  12. Byłam w Pradze ale nie miałam przyjemności skosztować knedliczków, wiec wyjazd uważam za nieważny i powinnam już zacząć szukać tanich biletów! :D
    http://czynnikipierwsze.com/
    Studenstka <3 znam i lubię!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, koniecznie! :D A do Studentskiej mam silny sentyment :)

      Usuń
  13. to mój najbliższy cel! wspaniałe miasto:)

    OdpowiedzUsuń
  14. Chcemy tego krecika ^^ I te rustykalne talerze xD
    Gratulujemy takiej wspaniałej wycieczki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Krecik jest uroczy, ALE! MAMA NIE ODDA! :D :D :D A talerze bierzcie śmiało, haha :P

      Usuń
  15. Duuużo chodzenia, zwłaszcza pod górę :P Jak sobie o tym myślę, to nie chciałabym jechać na intensywnie pieszą wycieczkę. Z drugiej jednak strony b. lubię chodzić i brakuje mi tego na co dzień. Nie wiem. Czuję dysonans pomiędzy przeszłymi wyprawami z rodzicami lub klasą, gdzie iść było trzeba, a luźną wycieczką z kimś bliskim, na której robi się dokładnie to, na co ma się ochotę.

    Katedr pewnie bym nie zwiedzała, a słodycze wybrała zupełnie inne, ale podoba mi się Twoja podróż. Samo hasło 'kolejka' czy 'czekanie' kojarzą mi się wciąż z Energylandią. Na szczęście (dla Ciebie) między 15 a 40 minutami istnieje przepaść.

    Ostatnia rzecz. Jako dziecko jeździłam minimum raz w roku z rodzicami do Czech lub na Słowację w celach narciarskich. Knedliczki i smażony ser to były hity.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też lubię chodzić (zwłaszcza, jak mam w tym cel :D), dlatego zazwyczaj moje podróże są dość mocno "chodzone" :) Ale nie lubię chodzić właśnie według z góry narzuconej trasy i w określonym tempie - tylko w mniejszym, zaufanym gronie oraz dokładnie tam, gdzie chcę.

      Chyba bym sfiksowała, gdybym tyle stała w kolejce :D Już wystarczy, że wczoraj w przychodni na badaniach tyle sterczałam :P

      No tak, z Wrocławia macie bardzo blisko :) Szkoda, że nie umiem jeździć na nartach. A smażony ser jeszcze przede mną. Super, że także mogłaś tych tradycyjnych dań spróbować i masz takie wspomnienia :)

      Usuń
  16. Praga piękna, na moim drugim blogu jest recenzja bezglutenowych miejsc ;)

    OdpowiedzUsuń