niedziela, 2 kwietnia 2017

Tłuszcz od strony praktycznej, czyli co się zmieniło, odkąd zwiększyłam jego ilość w diecie





Chciałam podzielić się dzisiaj z Wami wrażeniami odnośnie zmian, jakie zaszły w moim zdrowiu, samopoczuciu i wyglądzie za sprawą zwiększenia ilości spożywanego tłuszczu. Nie będę skupiać się na poszczególnych rodzajach i podziale oraz roli w diecie, bo wiele już powstało wpisów na ten temat, więc ciekawych odsyłam do wujka google. Natomiast jak to się przekłada na rzeczywiste rezultaty? Czy może teoria swoją drogą, a praktyka swoją?

Na wstępie pragnę też zaznaczyć, że każdy organizm jest inny. Chodzi mi o to, że każdy inaczej metabolizuje poszczególne grupy składników, co można sprawdzić w kosztownych badaniach laboratoryjnych krwi (zdaje się, że zajmuje się tym nutrigenetyka) i fakt, że mnie taka dieta służy nie oznacza, że będzie służyła każdemu. Jednak warto przeanalizować swój sposób żywienia, samopoczucie i dolegliwości, by znaleźć ten właściwy dla siebie. Nie wykluczam także, że kiedyś moja dieta ewoluuje w zupełnie inną stronę. Na chwilę obecną jestem z niej zadowolona i nie zamierzam eksperymentować. Kolejną sprawą jest to, jaką "historię" ma nasze ciało - mam na myśli przebyte choroby, zaburzenia, diety, dawny sposób odżywiania i tryb życia - co objawia się w aktualnym stanie naszego organizmu. To również jest kwestią indywidualną i może mieć wpływ na rolę poszczególnych składników pokarmowych w diecie.

JAK WYGLĄDAŁA MOJA DIETA?
Mam na myśli sposób odżywiania już po "mrocznych czasach" (tak nazywam okres, w którym nie prowadziłam się najlepiej, co objawiło się w postaci nadwagi i różnych chorób). Była zdrowa, ale jak kilkukrotnie podliczyłam poszczególne makroskładniki z kilku jadłospisów, okazało się, że tłuszczu jest tam niewiele - 12% w porywach do 15%. Na pewno przyczyniło się to do nie najlepszych wyników badań i nie zawsze dobrego samopoczucia. Nie używałam zbyt wiele oleju (łyżeczkę dziennie może), prawie w ogóle masła. Był czas, że piłam mleko 0-0,5%. Twarogi tylko chude. Mięso także chude. Do owsianki dawałam łyżeczkę mielonego siemienia lnianego (odtłuszczonego ;)), a orzechów czy pestek jadłam naprawdę niedużo (może z 10 g dziennie). Myślałam, że lepszym źródłem tłuszczu są oliwki, ale ich też zjadałam max. 20 g dziennie (był to czas, gdy jeszcze wszystko skrupulatnie liczyłam). Niby zdrowo, a jednak nie do końca.

JAK ZMIENIŁA SIĘ MOJA DIETA I JAK WYGLĄDA TERAZ?
Poczytałam dużo na temat roli tłuszczu w zaburzeniach hormonalnych oraz o diecie z niskim indeksem glikemicznym i postanowiłam zwiększyć wyraźnie ilość tłuszczu. Żeby to monitorować, kilkukrotnie wprowadzałam jadłospisy do cronometer.com lub tabele-kalorii.pl, obliczyłam także ogólną ilość tłuszczu w przeliczeniu na poszczególne produkty, żeby nie musieć za każdym razem korzystać ze wspomnianych stron, bo utrudnia to codzienne funkcjonowanie. Co to znaczy? Obliczyłam, ile gramów tłuszczu ma przeciętnie jajko, 50 g makreli wędzonej, itp. Ponieważ najczęściej jadam na śniadanie owsiankę lub jaglankę, przeliczyłam, ile dać dodatków tłuszczowych (orzechów, mleka kokosowego, ziarna kakao, masła orzechowego, siemienia lnianego czy chia), żeby znacznie obniżyć indeks glikemiczny, a poziom tłuszczu trzymać w okolicach 35-40%. Najczęściej jest to 50 g płatków (owsianych/jęczmiennych/orkiszowych/żytnich, itp.) i 30 g dodatku tłuszczowego + owoce do 50 kcal (czyli np. 30 g dżemu 100%, 100 g jabłka, 100 g pomarańczy, ok. 140 g truskawek, itp.). Jadam pełnotłuste sery żółte, sery feta, mozzarella, sery białe półtłuste, sery Almette. Używam oleju lnianego, rzepakowego lub z pestek dyni (a to już różnie, ale ok. 10 g dziennie - zależy od jedzenia). Jem jajka, tłuste ryby, masło. Jak jestem głodna, to pod ręką zawsze mam orzechy - myślę, że dziennie (razem z tymi wliczonymi do owsianki) pestek i orzechów jem ok. 50-60 g (ale to są szacunkowe dane, bo ich nie liczę). Jem gorzką czekoladę, używam także mleka kokosowego, oliwek, awokado (kocham je!), chia, siemię lniane... Tłustych mięs nie jadam, bo ich po prostu nie lubię i nie uważam, że tłuszcze zwierzęce w nadmiarze są zdrowe. Ale to też nie jest regułą - jak zjem od święta gołąbki tradycyjne mamy, to też się nic nie dzieje (grunt, że mama nie daje już do sosu pół kostki smalcu - uff!). Nie robię też tragedii, jak zjem zupę ze śmietaną ;) Nie boję się tłuszczu. A dlaczego? Bo widzę...

JAKIE ZMIANY ZASZŁY PO ZWIĘKSZENIU ILOŚCI TŁUSZCZU W DIECIE

1. Wygrałam z przeklętą hipoglikemią reaktywną
Dzięki zwiększonej ilości tłuszczu (przy niezmienionej, a czasem nawet i zmniejszonej kaloryczności posiłków w stosunku do wcześniejszego modelu żywienia) jestem dłużej syta i nie czuję wahań poziomu cukru we krwi. Gdy jadłam budyń jaglany na bazie 70 g kaszy jaglanej (przed ugotowaniem) z bananem i kakao (+ 5 g orzechów), po dwóch godzinach nie wiedziałam, co się ze mną dzieje: kręciło mi się w głowie, nie mogłam się na niczym skupić, trzęsły mi się ręce, miałam na zmianę uczucie gorąca i zimna. O wysiłku jakimkolwiek nie było mowy. Musiałam coś zjeść, choć czułam, że żołądek jest jeszcze pełen. Próbowałam przedłużyć czas do kolejnego posiłku, pijąc wodę, ale tylko pogarszała sytuację. Niestety, posiłki bogato węglowodanowe (jak jedzone kiedyś przeze mnie owsianki - 90 g płatków, owoce, łyżeczka siemienia lnianego, 5 g orzechów), nawet zdrowe, powodowały u mnie szybki wzrost glukozy i jeszcze szybszy wyrzut insuliny. Po krótkim czasie musiałam coś zjeść - i najczęściej znowu to były węglowodany. Koło się napędzało. Tragedia. Teraz moje przerwy między posiłkami mogą spokojnie wynosić 4-5 godzin (w zależności od tego, jaki mam tryb dnia: czy jestem na uczelni, czy się z kimś spotykam, itp.) i nie ma sytuacji, że dopada mnie gniew, bo muszę coś zjeść TERAZ i ZARAZ.


2. Zaczęły mi odrastać włosy!
Moje przeklęte zakola... Wierzcie mi, przez odchudzanie wypadło mi 2/3 włosów. Miałam je gęste, grube i bujne, wiecznie moją głowę otaczała aureola "Baby hair". Jak się zaczęło sypać, to końca nie było, a za każdym myciem wyjmowałam z brodzika garść (dużą) włosów. Teraz włosy wyraźnie się zagęściły, zaczynają mi odrastać, nie wypadają (mogę je wyjąć dwoma palcami, a nie całą dłonią - jest to zdrowa ilość). Pięknie lśnią i są mocne. No cuda :)


3. Skóra stała się jędrniejsza, bardziej nawilżona.
I wiem to od kosmetyczki, u której robię depilację laserową ;) Na pewno część z tego to kwestia użytych kosmetyków, ale nie ukrywam, że jest w znacznie lepszej kondycji - ma ładny odcień, nie jest szara (ani żółta za sprawą podwyższonej bilirubiny w wątrobie), wiotka. Nie przetłuszcza mi się, ani nie jest bardziej kapryśna.


4. Polepszyły mi się wyniki badań hormonalnych
Co prawda jeszcze długa droga przede mną, ale wyraźnie wzrosły mi hormony LH (luteinizujące) i FSH (folikulotropowy). 

Może szału nie ma... Ale czuję wyraźną poprawę mojego zdrowia i samopoczucia. Część osób (zapewne z ED) zacznie się mnie pytać, czy od dużej (35-40%) ilości tłuszczu w diecie nie przytyłam.

Przytyłam, ale nie jest to kwestia zwiększenia ilości tłuszczu. Przez ok. 3 miesiące byłam na podwyższonym bilansie kalorycznym (generalnie - mam na myśli zwiększenie ilości tłuszczu i węglowodanów w diecie), ponieważ miałam za mało tkanki tłuszczowej i lekarze kazali mi przytyć (pomimo prawidłowej wagi). Nie robiłam teraz analizy składu ciała, więc nie wiem, na ile to mięśnie, a na ile tkanka tłuszczowa - w każdym razie, wagę mam fajną, moje ciało mi się podoba i jestem zadowolona. Teraz zachowuję moją masę ciała. Celowo nie podaję konkretnych liczb, bo nie chcę, żeby ktoś porównywał siebie do mnie lub mnie do kogoś innego. Liczby o niczym nie mówią. Naprawdę. Żeby to miało jakikolwiek sens, musiałabym podać nie tylko wagę, wiek i wzrost, ale także wagę mięśni (których mam naprawdę sporo), kości, wody, tkanki tłuszczowej, podać wymiary, zdjęcie. Może i bym to zrobiła, gdybym widziała w tym większy sens - ale nie widzę.

To już wszystko, co odnotowałam w związku ze zwiększeniem spożycia tłuszczu :) Mam nadzieję, że niektórych zainspirowałam do zweryfikowania swojej diety lub przyjrzeniu się jej.

A Wy? Zwracacie uwagę na ilość i jakość spożywanego tłuszczu w diecie? Macie za sobą diety niskotłuszczowe lub wysokotłuszczowe? Czy zauważyliście jakieś zmiany w swoim zdrowiu, samopoczuciu? A może się go boicie?


Zdjęcia pochodzą z banku zdjęć.

18 komentarzy:

  1. Super, że znalazłaś dietę, która Ci służy :)
    Nigdy nie byłam świadomie na diecie niskotłuszczowej, choć miałam taki etap w życiu, że tłuszcz bardzo ograniczałam, ale żadnych zmian w zdrowiu nie zauważyłam... Choć miałam też etap, że włosy bardzo mi wypadały, lecz zwaliłam to na ogólne niedożywienie, a jak zaczęłam jeść codziennie kaszę jaglaną to włosy przestały mi wypadać prawie zupełnie (jak wyjmę kilka przy czesaniu po kąpieli to max). Do tego orzechy, więcej roślinnych kwasów omega 3 i jest ok :) Teraz jem tłuszczu sporo, ale skórę i tak mam suchą (ostatnio bardziej niż zwykle, ale podejrzewam, że to od pszenicy, której w ostatnim czasie jadłam sporo). I nawet jakiś czas temu próbowałam zwiększać ilość tłuszczu w diecie w celu eksperymentu, ale u mnie to już się nie sprawdza - od większych ilości pogarsza mi się stan skóry na twarzy i to nie ważne, czy to są tłuszcze zdrowe, czy też nie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie to nie jest kwestia kaszy jaglanej, bo jem ją może raz na tydzień (w formie jaglanki z płatków) - ale pewnie jakbym zwiększyła jej ilość, to jeszcze lepsze odnotowałabym efekty :) Jeśli chodzi o skórę i pszenicę... Może po prostu też masz taką cerę, zwłaszcza, że teraz przechodzi rewolucję po zimie (a przynajmniej moja :P). I to prawda, że u niektórych osób od większej ilości tłuszczu mogą pojawiać się wypryski - to kolejny dowód na to, że każdy jest inny i nie warto naśladować wszystkich modnych diet, lecz skupić się na tym, co podpowiada nam ciało ;)

      Usuń
    2. Ja jadłam codziennie i właśnie dla krzemu, stąd wnioskuję, że to kasza wpłynęła na moje włosy... I być może jeszcze pokrzywa i skrzyp.
      Nie, już nie raz to sprawdziłam z tą pszenicą - w czasach jak jem jej więcej, to skórę mam bardzo suchą (jak już osiągnę pszeniczne apogeum, to wręcz mi się łuszczy) i z tego co słyszę, wiele osób ma taki objaw. Ostatnio tylko dziwne rzeczy się dzieją, bo jadłam sporo niezdrowych rzeczy w ostatnim czasie (dużo ciast i cukierków, a to przecież największy syf), a skórę na twarzy mam w super stanie - ciekawe czy to się utrzyma po weekendowym obżarstwie :D

      Usuń
    3. Niektórzy tak mają, że mogą jeść spokojnie cukier, margaryny i inne takie cudowności, i skórę mają idealną - tylko pozazdrościć, bo u mnie to od razu zapchane pory i pryszczyki :P

      Usuń
    4. Do idealnej skóry wiele mi brakuje, ale na co dzień funkcjonuję bez podkładu, a pryszcze wyskakują mi rzadko, więc nie mam na co narzekać ;)
      W cukrze nigdy wroga skóry nie widziałam i jem, choć dużo mniej niż kiedyś, a margaryn nigdy nie jadłam - chyba, że w słodyczach.
      Pamiętam, że na skórę bardzo szkodziło mi mięso - w czasach kiedy je jadłam, po spożyciu mogłam spodziewać się na twarzy niespodziewanego gościa (jadłam je rzadko, więc widziałam zależność, moja siostra ma tak samo). Każdemu szkodzi co innego i najważniejsze to do tego dojść ;)

      Usuń
    5. No ja podkładu nawet nie mam, używam jedynie korektora pod uczy i ostatnio pudru, choć moja cera od ideału odbiega. Mnie ostatnio dorwała taka wysypka na dekolcie i na twarzy - nie wiem, czy to od nabiału (jem więcej serów) czy od pomidora, którego jadłam i może był mocno chemiczny? Albo hormony :D Mięso jem ostatnio zdecydowanie rzadziej. Ale racja - grunt to obserwować swój organizm :)

      Usuń
  2. czytam ostatnio dosyć dużo odnośnie tłuszczu. W ogóle jeszcze kilka miesięcy temu stosowałam dietę niskowęglowodanową ale z racji tego, że przeszłam na wegetarianizm a w 90% i na weganizm musiałam z niej zrezygnować i bardzo się z tego cieszę! mi dieta owocowo-warzywna bardzo ale to bardzo służy! Mimo, że węglowodany wiążą wodę i czasem bo dużej ilości owoców kasz itp w ciągu dnia można czuć się lekko opuchniętym ale wtedy dodaję warzywa i rano wszystko wraca do normy i czuję się fantastycznie. nie miałam jednak nigdy takich doświadczeń jeśli chodzi o uczucie słabości w 2 godziny po posiłku co wiem że może występować po jedzeniu bogatym w węglowodany- nawet te wolniej przyswajalne.Ja miałam tak po śniadaniu białkowo-tłuszczowym- jajecznica z serem i ciężko było mi podejść pod małą górkę na stację metra...
    Ale wracając do tłuszczu to zrezygnowałam praktycznie całkowicie z tłuszczu dodanego- jem orzechy, pestki, awokado, mleko kokosowe- coś co naturalnie zawiera w sobie tłuszcz- ale już nie dodaję łyżki oleju kokosowego czy oliwy do sałatki (bo mam już w niej awokado). Czytałam na ten temat już w kilku źródłach i wszystkie mówiły o tym że inaczej wpływa na nas tłuszcz który naturalnie wytępuje w jedzeniu a inaczej ten wyizolowany- olej lniany to już nie jest to cudo które znajdziemy w ziarenku lnu..i coś w tym jest! oliwki nawet te ze słoika są o niebo lepsze dla zdrowia niż oliwa- bo oliwki poza olejem mają mnóstwo enzymów i witamin które wpływają na metabolizm zawartego w nich tłuszczu...w każdym razie najważniejsze to dobrać taki sposób odżywiania który najbardziej nam służy- ja wierzę że organizm po części sam potrafi sobie regulować to ile "wyciągnie" dobrego z danego posiłku a i potrafi się upominać jeśli czegoś mu brakuje- np dziś miałam straszną ochotę na szpinak w koktajlu bo nie jadłam go już od kilku dni:) (dobrze z e ie na czekoladki hehe)
    A olej lniany jeśli już stosujesz-kupuj w aptece z lodówki i w lodówce zawsze przechowuj:) To by było na tyle mojego wymądrzania się:)
    Ah no i na koniec- myślałam że już mit że od tłuszczu się tyje przeszedł dawno do lamusa ale widzę ze jednak są osoby które wiążą tłuszcz zjadany z tym który mamy pod skórą- w każdym razie nawet jeśli przytyłaś to pamiętaj że tłuszcz w organizmie też jest potrzebny i posiadanie zbyt niskiej jego zawartości może pogorszyć zdrowie i samopoczucie- ja sobie wyobrażam że byłabym wyschnięta jak śliwka hehe
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie u wszystkich osłabienie po posiłku występuje - to jest uwarunkowane czynnikami, które wymieniłam w tekście - dawnym sposobem żywienia, przebytymi chorobami, itp. Po białkowo-tłuszczowych śniadaniach czuję się podobnie, dlatego ich nie stosuję.
      Ja nie wierzę w te wszystkie frazesy o tym, że "dzisiejsze oleje to nie te, co dawniej" (podobne rozważania można przeczytać o oleju rzepakowym i kwasie erukowym), a oleje kupuję w ciemnych butelkach i trzymam je w lodówce ;) Jeśli chodzi o inne minerały i pierwiastki, to racja - awokado czy oliwki są bogatszym źródłem niż olej, ale wydaje mi się, że ze względu na mniejszą ilość tłuszczu przyswajanie witamin ADEK może być obniżone - zależy, ile się tego daje. Poza tym, olej czy oliwa wzbogacają smak dania, ale to już subiektywna opinia ;)

      Nie wierzę już od dawna w ten mit - a przekonania takiego nabrałam, oglądając "naukowe" filmiki o weganizmie w odmianie 80/10/10 ;) ;) ;)

      Pozdrawiam również!

      Usuń
  3. Super, że w porę się zorientowałaś jak ważny jest tłuszcz (zdrowy tłuszcz). Ja kiedyś (wstyd się przyznać) w ogóle nie zwracałam uwagi na makroskładniki. Toteż moja dieta było mocno węglowodanowo-białkowa, a tłuszczy unikałam podświadomie, bo sądziłam, że od nich przytyję...
    U siebie również zauważyłam poprawę - podobnie jak u Ciebie - uregulowały mi się hormony, poprawił stan skóry (mniej niedoskonałości) oraz włosy wypadają mniej (choć nadal wypadają).
    Super, że o tym piszesz. Wiele osób nie ma świadomości jak ważne są zdrowe tłuszcze w naszym organizmie.
    Pozdrowionka serdeczne! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że także zaobserwowałaś pozytywne zmiany po zwiększeniu tłuszczu w diecie :) Super, że masz dużą świadomość, jak ważne jest zdrowe odżywianie i na czym ono w ogóle polega.
      Pozdrawiam! :)

      Usuń
  4. O wielu rzeczach wiem. Dla mnie najważniejsze jest ustabilizowanie gospodarki hormonalnej, wygląd potem. Z włosami problemu nie mam (chyba). Skóra sucha, paznokcie słabe, ale tak miałam zawsze i może to wynikać z niedostatecznej ilości wody w organizmie (nienawidzę pić :P). Na co dzień o tym wszystkim nie pamiętam, więc potrzebne są mi przypominajki, jak chociażby Twój wpis. Mam po nich zryw... no ale właśnie, zryw. Odżywiam się zdrowiej przez chwilę, po czym wracam do systemu znanego i wygodnego. Najwięcej tłuszczu ciągnę ze słodyczy - śmiech przez łzy ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I ja sobie mówię, że zdrowie i hormony to priorytet, ale przyznam się, że mam tutaj sinusoidę...
      Sucha skóra i paznokcie to mogą być także efekty zbyt małej ilości cynku i krzemu, niektórych witamin (biotyna? nie mam pojęcia), czasem wynika to z chorób tarczycy. No i właśnie - brak wody. Ja nie umiem już nie pić :P
      Nawet i takie zrywy są dobre, bo stanowią przerywnik w mniej zdrowej diecie - i choć na chwilę organizm dostaje "kopa" :D A jeśli chodzi o tłuszcz ze słodyczy - to oprócz wymienionych składników, lubię go czerpać z... sezamków (z Lidla, miód+ sezam), chałwy i gorzkiej czekolady :D

      Usuń
  5. Świetny post,inspirujesz mnie kobieto! :D masz racje ze każdy ma inny organizm,ale my chyba mamy bardzo podobne-nie czułam sie dobrze na wysokoweglowodaniwym odżywianiu,wręcz przeciwnie.Teraz wprowadziłam więcej białka i tłuszczy i jest dużo lepiej,nawet szybciej chudnę ;) chyba jestem typowo ,,Paleo,, osoba ;) Smażę na małej ilość tłuszczu,ale wole dodać go więcej do sałatki czy zjeść orzechów lub awokado,ktore tez Uwiebiam :Dd
    Co do pytań-zwracam ;)
    Po niskotłuszczowej i wiesz jak to sie fatalnie odbiło na moim organizmie...
    Tłuszczu sie juz całe szczęście nie boje,dlategi zauważyłam zmiany w samopoczuciu :D Uwiebiam takie twoje mądre posty o zdrowiu!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że Ci się moje wpisy podobają! <3 Super też, że odnalazłaś właściwy sposób żywienia - wydaje mi się, że Twoje samopoczucie i organizm same dają Ci znać, że jesteś na właściwych torach :) Trzymam mocno za Ciebie kciuki :*

      Usuń
  6. Przyznam, że jak mi jedna "specjalistka" namieszała w głowie z powodu tłuszczu w diecie to początkowo jadłam przez cały dzień może łyżkę oleju i kilka orzechów. Chyba nie trzeba mówić jakie odniosło to "skutki". Teraz leję olej jak popadnie a jak raz obliczałam ilość orzechów, słonecznika, maku itd (robię zawsze miks) to wychodzi dziennie nawet 90-100 g. Jakoś mam się z tym dobrze :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze, że w porę zweryfikowałaś swoją dietę :) Na pewno są osoby, którym niezbyt wysoka podaż tłuszczu służy, ale są minimalne normy, które musi zachowywać każdy człowiek, żeby jego organizm funkcjonował prawidłowo.

      Usuń
  7. No w końcu mam trochę czasu by na spokojnie przeczytać ten post! Hipoglikemia reaktywna musiała być dla Ciebie bardzo uciążliwa. Dreszcze rąk, uczucie raz gorąca a raz zimna - niejeden zacząłby panikować zauważając u siebie takie objawy. Zastanawiam się ile osób boryka się z tym problemem i nie zdaje sobie sprawy z jego możliwych przyczyn.
    Dowód na to, że tłuszcze są zbawienne dla włosów. Sama potwierdzam! :D Czytając trzeci punkt miałam w głowie głos kobiety z reklamy xD Nawet nie pomyślałam, że tłuszcze mogą też wpłynąć na kondycję skóry!
    Popieram to niepodawanie liczb. Mogłoby tylko przysporzyć problemów ;)
    Ja się tłuszczu nigdy nie bałam. Chyba trafiałam na takie strony internetowe gdzie ,,złem wcielonym" były węglowodany, bo to z nimi musiałam przez kilka lat się oswajać. Jednak zdaję sobie sprawę z faktu, że więcej osób boi się właśnie tłuszczy. Oby Twój wpis otworzył oczy niejednej osobie! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasem dalej pojawiają mi się stany hipoglikemiczne - lecz jest to zdecydowanie rzadziej. Nie ukrywam, że o jej istnieniu dowiedziałam się przez przypadek - myślałam, że takie objawy to już moja uroda, że może coś wymyślam, za dużo ćwiczę albo jem za mało kalorycznie i jestem słaba. Ale to była kwestia złej kompozycji posiłków i wyszło to w szpitalu przy okazji krzywej cukrowej. Zapytali się mnie lekarze, czy nie czułam się, jakbym miała zemdleć - a prawda jest taka, że organizm przyzwyczaja się do pewnych stanów (hipo-/hiperglikemia, nadciśnienie, niedociśnienie...), uczy się z tym funkcjonować (nie ma wyjścia ;)) i człowiek łatwo może przeoczyć istotne objawy :(
      Dobrze, że nie bałaś się tłuszczu. Strach przed węglowodanami także miałam (owoce na noc? węgle na noc? zapomnij! :D A w pewnym momencie jedynymi węglowodanami w diecie były... dwie łyżki płatków owsianych, dwa wafle ryżowe i dwie cząstki grapefruita dziennie; w porywach jadłam jabłko), ale mniejszy niż przed tłuszczem. U mnie niska podaż węglowodanów chyba nie zrobiła takiego spustoszenia jak niska podaż tłuszczu, ale ciężko to stwierdzić po tak długim czasie.
      Cieszę się, że wpis Ci się podobał i obyś miała więcej wolnego! :)

      Usuń